Przejdź do głównej zawartości

Jedna murzyńskość nie istnieje

Popisy językowe pana Waszczykowskiego skłaniają wyznawców PiS do powtarzania mantry "a PO (czytaj Sikorski) robiła tak samo". Nie są w stanie pojąć, że prywatne gadanie Radka przy wódce, w dodatku nielegalnie nagrane, to co innego niż wywiad ministra spraw zagranicznych w państwowej TVPiS.  Dla Departamentu Stanu nie było wypowiedzi Radka, ale wypowiedź Waszczykowskiego istnieje. A dlaczego tak jest to, mam nadzieję, literatura oświeci wyznawców "dobrej zmiany". 

* * *
 Sprawność "Batorego" we wszystkich dotychczasowych wyprawach spowodowała, że powierzono mu wypróbowanie nowej taktyki inwazyjnej.
Na "Batorym" nakazano bezwzględną ciszę. Zabroniono nie tylko palić, ale nawet myśleć o paleniu. Ogień żarzących się papierosów mógł zdradzić obecność statku na wodach otaczających wyspę, na którą miano wysadzić desant. Do wyspy należało podejść w nocy i to jak najbliżej, by ułatwić łodziom z komandosami szybkie dojście do brzegu. Rozkazy wydawano szeptem. Wyprawa ta przypominała Deyowi wycieczkę Kimicica za mury Częstochowy. Pomimo że była tylko ćwiczeniem, jej sprawność miała być oceniona przez króla, premiera i zespół sztabów, który ją opracował.
Zakotwiczenie pomiędzy wyspami Flotta i South Walls odbyło się z głuszeniem wszelkimi sposobami szczęku wychodzącego z kluzy łańcucha kotwicznego.
Uda się - czy nie?
Asystenci nawigacyjni szeptem przekazywali sobie otrzymane rozkazy i meldunki.
Wśród ciszy i zaciemnienia opadły lekko na wodę łodzie desantowe. Ruchome widma komandosów zlały się w ciemne plamy, które jak niknące cienie wsiąkały w czerń brzegów. Stojący na mostku "Batorego" kapitan i oficerowie wpatrzeni w fosforyzujące strzałki zegarów czekali na wynik akcji.
Dla wskazania miejsca postoju "Batorego" wracającym komandosom, o oznaczonej godzinie zapalono cztery pionowo umieszczone nad sobą czerwone światła. Zmiana prądu pływowego zaczęła jednak odwracać "Batorego" przeciwną burtą do lądu. Kapitan kazał więc przenieść światła rozpoznawcze dla komandosów na prawą burtę. Asystent pokładowy, porucznik Wojciech Żaczek, powtórzył szeptem otrzymany od kapitana rozkaz sternikowi. Sternik zebrał zwoje kabla umówionego sygnału i idąc przez sterówkę zawadził nimi o linę wyrzutni, która błyskawicznie odpaliła FLARĘ.
Z sykiem wzbiła się w niebo świetlna smuga i po chwili zawisło na spadochronie jasno płonące światło.
Na oświetlonej przez flarę przestrzeni znaleźli się i "Jerzy VI", i "Batory". Dey widzi to wszystko niby w jasny słoneczny dzień i szepce, jak zawsze w najtrudniejszych chwilach życia: "Raz maty rodyła". Sternik, gdyby był Japończykiem, prawdopodobnie popełniłby już ha-rakiri, ale że był Polakiem, więc zdał się na nasze "jakoś to będzie" i "trudno".
Porucznik Żaczek chętnie udusiłby sternika, że nie posłuchał jego rady, by przenieść kabel przez dach sterówki. Wysoko nad "Batorym" płonąca flara wspaniale oświetliła postacie artylerzystów gotowych na pokładzie do akcji. Kapitan nie mógł na razie przedsięwziąć nic innego niż nawigacyjne przeczekanie - do chwili wyświetlenia "jasnej" sytuacji. "Widziało mu się", że wycieczka została wykryta i cała akcja spaliła na panewce", a uczestnicy wycieczki "wybici co do nogi". Za chwilę zabłysną reflektory obrony wybrzeża i trzymać już będą stale w swych smugach światła statek i łodzie komandosów. Cały plan tej wspaniale zaimprowizowanej inwazji, w połowie świetnie wykonanej, został zniszczony. Dey licząc minuty, które pozostały do opadnięcia flary, czuł na swych barkach ciężar odpowiedzialności za losy wojny.
Wreszcie flara opadła do morza. Nastał po jej zagaśnięciu niewy-miernie długi czas wyczeikiwania, ciszy i ciemności. Nic się jednak nie działo z tego, co przewidywał kapitan. Nie zabłysły światła reflektorów i nie zawyły syreny alarmowe. Nie padł ani jeden strzał. Była czarna cisza.
Na mostku zjawił się angielski oficer łącznikowy. Na wodzie można było dostrzec cienie zbliżających się łodzi desantowych z komandosami.
Z tym oficerem angielskim łączył Deya przyjazny, a nawet serdeczny stosunek. Na temat flary nie mógł jednak teraz z nikim rozmawiać. Oficer łącznikowy zniknął w ciemności. Zza burt statku wynurzyły się kadłuby powracających na swe stanowiska łodzi. Już wszystkie są na miejscu. I znów długie minuty oczekiwania.Na mostku pojawił się ten sam oficer łącznikowy. - Wszyscy komandosi wrócili - melduje kapitanowi i jednocześnie przekazuje mu miłą nowinę: - "Batory" bardzo dobrze doszedł do wyznaczonej dla wysadzenia desantu pozycji, rekordowo szybko wysadził grupę desantową. Vinnie zadowolony.
Nawet ta wiadomość nie potrafiła wywołać u kapitana zwierzeń na temat flary.
* * * 
Po tym miłym przyjęciu, gdy się znalazł u siebie na statku, w towarzystwie tego samego angielskiego oficera, który od objęcia przez Deya dowództwa "Batorego" nie rozstawał się z nim, kapitan postanowił przerwać dotychczasowe swoje milczenie na temat flary i zapytał Anglika:
- Co myślisz o akcji pod Scapa Flow?
- Masz na myśli flarę?
- Oczywiście.
- Widzisz, rzecz tak się miała: Jego królewskiej mości sygnał taki był niepotrzebny. Dla naszego premiera - niepożądany. Artyleria obrony takiego sygnału nie przewidywała. Dowództwo Scapa Flow - również takiego sygnału nie przewidywało. Navy - w żadnym wypadku nie przewidywała takiego sygnału w podobnej sytuacji, podczas prowadzonej przez nią próbnej operacji inwazyjnej, wobec czego flary nie było.
"Krążownik spod Somosierry" Karol Olgierd Borchardt

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prorok jaki, czy co?

Prof. Płatek wydobyła na światło dzienne protokół pewnego spotkania. Spotkali się przedstawiciele rządu RP z przedstawicielami teokratycznej monarchii elekcyjnej. Dla niepoznaki uchodzą oni za polskich biskupów, ale arcybiskup Wesołowski też wydawał się rodakiem a potem się okazał Watykańczykiem , więc nigdy nic nie wiadomo. Niedługo czekaliśmy na skutki konkordatu, owego niepoczytalnego konkordatu, dającego biskupom przywileje, jakich nie mieli w Polsce nawet w średniowieczu, konkordatu, który czyni z nich wyłącznie przedstawicieli Rzymu, luźnie związanych z naszym społeczeństwem, czujących się ponad naszym prawem. Wśród zebranych był słynny  hodowca świętych Danieli biskup Głódź, znany z mianowania skazanego prawomocnym wyrokiem, za  upijanie i wykorzystywanie seksualne nastolatki , księdza Kanonikiem Kapituły Kolegiackiej . Był też ks. dr. Józef Kloch, który uważa, że policzenie ofiar pedofilii w polskim kościele zaszkodzi poszkodowanym (a ja naiwnie myślałem, że zaszkodzi

Zajdel wieszczem

— Słyszałaś, co zrobił ten facet z nadzoru gospodarki leśnej? — mówił chichocąc jeden z mężczyzn siedzących w pobliżu, do młodej dziewczyny zajadającej krem z owocami. — Mówią, że zwariował. — No, pewnie! Ale to nie wszystko! Posłuchaj! Jestem dziś u naczelnika nadzoru gospodarki terenowej, a tu wpada ktoś z patrolu powietrznego i krzyczy: „Szefie! Ten kretyn od maszyn wyrębowych chyba oszalał!” Naczelnik na to: „Nie kretyn, przede wszystkim, bo ma siedemnastokąt, a ty tylko sześciokąt, i nie tobie go oceniać!” Na to tamten z patrolu: „Ależ szefie, on tak zaprogramował maszyny wycinające drzewa w Puszczy Zachodniej, że zamiast ściąć odpowiednie kwadraty, poszły po całym obszarze i powaliły drzewa po liniach tworzących wielki napis, widoczny z powietrza”. Tu naczelnika ruszyło. Zerwał się zza biurka i wrzasnął: „Co? Co on napisał?” A tamten mu na to, że napis brzmi... Tu opowiadający schylił się do ucha dziewczyny i głośnym szeptem powiedział: — ...„pocałujcie nas w dupę!” Dziewc

Chingersa łatwiej zrozumieć.

  Nasz kraj to coś z powieści Pielewina lub Dołęgi-Mostowicza, ale to już trzecia notka, gdzie przybywa "Bill, Bohater Galaktyki". Pierwsza była tu , a druga tam .  Kolej na trzecią    "- Czy chce pan marnować nasz czas swoim wystąpieniem, kapitanie? - zapytał przewodniczący, spoglądając na O’Briena. - Tylko kilka słów, jeśli Wysoki Sąd pozwoli ... Wśród miejsc dla publiczności powstało nagłe zamieszanie, którego przyczyną okazała się opatulona szalem, ubrana w łachmany kobieta. Przyciskając do piersi zawinięty w koc tłumoczek przedarła się do sędziowskiego stołu. - Szlachetni panowie - załkała - nie zabierajta mi Billa, światełka mojego! - Co dnia chciał wracać na służbę, ale ja chorzała, małe płakało i ja błagała go na wszystko, coby został ... - Zabierzcie ją stąd! - młotek huknął w prezydialny stół. - ... i został, zaklinał się, że tylko jeszcze jeden dzień, ale wiedział, że jak odejdzie, to pomrzemy z głodu ... Głos kobiety ścichł za żywym murem umundurowanych żanda